Szanowny Panie Premierze.

Polska po 1989 r., a szczególnie po 2004 r., dokonała skoku cywilizacyjnego. Jest nieźle, ale może być lepiej. Skutki światowego kryzysu po roku 2008 jeszcze tak bardzo w nas nie uderzyły, przede wszystkim dzięki wsparciu finansowemu z Unii Europejskiej. Czekają nas jednak trudne lata. Już przyszły rok będzie trudny z racji nałożenia się światowego kryzysu i spadku inwestycji wspieranych unijnymi pieniędzmi. Jeszcze trudniejszy będzie rok 2014.

W tym trudnym czasie tym bardziej Polacy powinni każdą posiadaną złotówkę i każe darowane euro mądrze inwestować. Nie trzeba być wybitnym ekonomistą, żeby wiedzieć, że podstawą rozwoju każdego kraju jest silna gospodarka. Hasło prezydenta USA Bila Clintona „gospodarka głupcze”, zna niemal każdy z nas. Silna gospodarka, to pieniądze na służbę zdrowia, edukację, kulturę, sport, pomoc społeczną itd. Wszystkie dziedziny życia rozwijają się dynamicznie przy rozwijającej się gospodarce. Zarobki pracowników wówczas rosną, bez potrzeby troski o płacę minimalną, gdyż wzrost wydajności pracy i konkurencja pracodawców o dobrych pracowników, są najlepszymi stymulatorami i gwarantami wzrostu płac.

Z ostatnich badań wynika, że polscy emigranci wróciliby m.in. z Irlandii do kraju za pensję na poziomie średnio 2798 zł na rękę. Przy rosnącej wydajności pracy Polaków są to nadal atrakcyjne koszty pracy dla zachodnich inwestorów. I to jest szansa dla Polski. Może ostatnia.

Jak doprowadzić więc do dynamicznego rozwoju gospodarczego kraju? Jak choćby zbliżyć się do europejskich i światowych potęg gospodarczych? Skąd czerpać wzorce? Czy z azjatyckich młodych tygrysów czy z europejskich starych liderów?

Politycy niemal wszystkich opcji głoszą tezę, że podstawą rozwoju gospodarczego kraju są małe i średnie przedsiębiorstwa. I trudno się z tym nie zgodzić. Tak jest w istocie. Zapomina się jednak o tym, że to rozwój dużych przedsiębiorstw jest najlepszym motorem napędowym dla małego i średniego biznesu. Najlepszym wsparciem dla średnich i małych firm są zlecenia i zamówienia na ich produkty i usługi. Nie zastąpi tego nawet pomoc finansowa państwa na zakup nowych maszyn, gdyż żeby te maszyny pracowały i zarabiały na siebie, to muszą być zamówienia i zlecenia. Duże przedsiębiorstwa są jak okręty flagowe, za którymi podążają całe armady średnich i małych jednostek gospodarczych.

Podstawy ekonomi mówią o tym, że jedno nowoutworzone miejsce pracy w przemyśle generuje od 2 do 7 miejsc pracy w jego otoczeniu, czy to u podwykonawców, poddostawców, czy to w innych branżach gospodarki, przede wszystkim w usługach, czyli właśnie w małych i średnich firmach.

Pan Premier nietak dawno zapowiedział przeznaczenie 40 mld zł na rozwój gospodarczy kraju i walkę z kryzysem. Jak sprawić, żeby te pieniądze nie zostały „przejedzone”, a mądrze zainwestowane,  żeby przyczyniły się do realnego rozwoju gospodarczego kraju? Jak sprawić, żeby te wydane pieniądze były formą swego rodzaju kredytu, który w kolejnych latach zostanie spłacony? Jesteśmy zbyt biedni, żeby pozwolić sobie na ryzykowne eksperymenty.

Wszyscy boimy się światowego kryzysu, który może uderzyć w każdego z nas. Tylko w tym roku wg prognoz, upadnie w Polsce około 900 firm. Historia rozwoju światowych gospodarek dowodzi tego, że kiedy jedni na kryzysie tracą i upadają, inni mogą zyskiwać i się rozwijać.  Polska może też na światowym kryzysie skorzystać. Zamiast ze strachem tylko czekać na efekty kryzysu, trzeba właśnie teraz zaatakować. Zagrożenie przemienić w szansę.

Posłużę się przykładem z miasta Nowa Sól, którym mam zaszczyt zarządzać od 10 lat. Niedawno zapytałem lokalnego przedsiębiorcę, produkującego na eksport, jak radzi sobie z kryzysem? Odpowiedź mnie zaskoczyła. Nie było narzekania i utyskiwań. Średniej wielkości firma, zatrudniająca około 80 osób, w ostatnim czasie wybudowała nową halę o powierzchni 2000 m2 i zatrudniła kolejne 30 osób. W kryzysie! Na pytanie, jak do tego doszło, otrzymałem odpowiedź: firma od kilkunastu lat eksportuje swoje wyroby na rynki zachodniej Europy, przede wszystkim do Niemiec i krajów Beneluksu. Do tej pory zagraniczni partnerzy zwiększali z roku na rok  umiarkowanie swoje zamówienia. Zachodnie firmy, szanujące tradycje i stałych dostawców ze starej Europy, nie przestawiały swoich głównych źródeł zaopatrzenia na produkty z Polski, mimo tego, że wyroby te są nie gorsze i jednocześnie dużo tańsze. Kryzys spowodował to, że sentymenty zeszły jednak na drugi plan. Zachodnie firmy, żeby przetrwać na konkurencyjnym globalnym rynku, muszą szukać oszczędności. Żeby konkurować z tanimi produktami z Azji i od nich się nie uzależniać, muszą szukać ratunku we wschodniej Europie, najlepiej tuż za swoimi granicami. Z kolei światowe koncerny, choćby z USA czy Japonii, chcąc utrzymać się na europejskim rynku, muszą dla siebie szukać najlepszych miejsc do inwestowania na starym kontynencie. Polska jest idealną alternatywą, dającą szansę na przetrwanie kryzysu i umocnienie się na rynku europejskim.

Światowe i Europejskie koncerny mają jednak wybór. Nie tylko Polska marzy o pozyskaniu zagranicznych inwestycji wzmacniających gospodarkę. Jak wygrać tę inwestycyjną konkurencję?

Odpowiedź, wydawałoby się, jest banalnie prosta, wystarczy inwestorów tylko zachęcić i przekonać, że Polska jest najlepszym miejscem do inwestowania. Tylko jak to zrobić? Nie wystarczą rauty w ambasadach i choćby najbardziej kolorowe foldery wydawane na najlepszym papierze, gdyż bardziej od formy, ważniejsza jest treść. Co dzisiaj Polska ma lepszego do zaoferowania od innych krajów?

Światowe koncerny, szukając najlepszych miejsc do inwestowania, pójdą do tego kraju, który zaoferuje im najlepsze warunki. W tej grze  nie ma sentymentów.

Posłużę się przykładem z życia, z naszego podwórka. Na przełomie 2010/2011 roku, Nowa Sól była bardzo bliska pozyskania dużego Amerykańskiego inwestora. Prasa rozpisywała się na temat inwestycji w Polsce koncernu Honeywell. Inwestor planował w Polsce budowę dwóch fabryk w ramach swojej dywizji motoryzacyjnej. Polska była na tzw. „short liście”. Niestety najpierw do Rumunii odeszła jedna z tych inwestycji, warta ponad 100 mln zł, a dotycząca produkcji w klocków i tarcz hamulcowych.

Druga inwestycja wysokich technologii, która miała być ulokowana w Nowej Soli, dotyczyła produkcji turbosprężarek do silników samochodowych. Wartość inwestycji miała przekroczyć kwotę 150 mln zł i doprowadzić do stworzenia około 300 nowych miejsc pracy. Amerykanie jednak oczekiwali od rządu polskiego zachęt i wsparcia. Wielomiesięczne starania o grant zakończyły się tym, że firmie zostało przyznane w końcu wsparcie finansowe w kwocie ponad 50 mln zł, jednak stało się to o 2 miesiące za późno. Amerykanie czuli się przez polski rząd zlekceważeni i w momencie podjęcia decyzji o dofinansowaniu, finalizowali już tę lukratywną inwestycję na Słowacji, rząd którego to kraju szybko podjął decyzję o grancie, nie mając wątpliwości, że taki interes się opłaci. Ciągnące się procedury, brak decyzyjności i opieszałość urzędnicza doprowadziły do tego, że kolejna szansa dla Polski została zmarnowana.

Na tym konkretnym przykładzie można przeprowadzić symulację wpływu tego typu inwestycji na rozwój gospodarczy naszego kraju.

Pan Premier zapowiedział przeznaczenie 40 mld zł z budżetu państwa na projekty inwestycyjne. Brawo. 40 mld zł to dużo pieniędzy. Jednak nie tak dużo w kontekście wielkości budżetu krajowego czy choćby rosnącego zadłużenia. Jeśli taki wydatek miałby się przyczynić do dynamicznego rozwoju gospodarczego kraju, to pozostaje tylko temu pomysłowi przyklasnąć.

Przyjmijmy,  że połowa tej kwoty byłaby przeznaczona na rzeczywiste,  bezpośrednie wsparcie inwestycji. Uwaga:  nie tylko zagranicznych, ale wszystkich, spełniających określone twarde kryteria.

Najbardziej efektywne inwestycje dotyczą kapitału prywatnego, dającego największą gwarancję racjonalności działania. Tylko racjonalne decyzje biznesowe, a nie polityczne, powinny decydować o wsparciu. Twarde warunki wspierania inwestycji dają niemal 100% gwarancję powodzenia, bez konieczności ciągłego ich dotowania. Państwowe spółki celowe nigdy nie będą tak efektywne, jak firmy prywatne i niemal pewne jest to, że będą ciągle potrzebowały dokapitalizowywania. O wiele bardziej efektywnie jest ustalić twarde kryteria uzyskania pomocy i skierować wsparcie do firm prywatnych. To nie Państwo powinno wymyślać nowe przedsięwzięcia biznesowe, które mają w konsekwencji przynieść jemu dochód. To wolnorynkowy biznes wie najlepiej, gdzie trzeba zainwestować, żeby osiągnąć sukces gospodarczy. Państwo może uczestniczyć w inwestycjach i angażować się finansowo, w wypadku przedsięwzięć w takich dziedzinach jak energetyka, budowa autostrad czy kolei dużych prędkości itd., ale Państwo nie powinno budować fabryk, a przecież to przede wszystkim nowe fabryki tworzą nowe miejsca pracy i przyczyniają się do rozwoju gospodarczego.

Tak więc spróbujmy przeprowadzić symulację stworzenia gospodarczej dźwigni na bazie powstających nowych fabryk:

Przyjmijmy,  ze połowa z zapowiedzianej przez Pana Premiera kwoty, byłaby przeznaczona na wsparcie dla nowych inwestycji w przemyśle. Przyjmijmy, że średnie wsparcie dla jednej nowej fabryki będzie wynosiło 50 mln zł.

20 mld zł podzielmy na 50 mln zł. Takimi pieniędzmi można byłoby wesprzeć powstanie 400 nowych i nowoczesnych fabryk. Przyjmijmy, że każda z tych fabryk, otrzymując grant w wysokości 25% wartości całego projektu, zrealizowałaby inwestycję w Polsce za około 200 mln zł.

Dzięki takiemu wsparciu rządowemu łącznie zrealizowano by w naszym kraju inwestycje wartości około 80 mld zł. Łatwo wyobrazić sobie wpływ tych inwestycji na gospodarkę, przede wszystkim na budownictwo, na producentów i dystrybutorów materiałów budowlanych itd., szczególnie w czasie coraz większego kryzysu w budownictwie.

Każda z tych 400 fabryk zatrudniłaby średnio około 400 osób, co dałoby Polsce około 160 tysięcy nowych miejsc pracy. Przyjmijmy, że każde nowo utworzone miejsce pracy w nowoczesnym przemyśle wygeneruje średnio około 3 kolejnych miejsc pracy właśnie w średnich i małych przedsiębiorstwach (podwykonawcy, dostawcy, usługi …).

Dałoby to około 640 tysięcy nowych miejsc pracy. Przyjmijmy, że każdy nowo zatrudniony pracownik odprowadziłby rocznie do budżetu państwa około 2.000 zł w ramach podatki PIT (plus składki ZUS i na ubezpieczenie społeczne). Dałoby to roczny wpływ do budżetu państwa i budżetu samorządów na poziomie 1,3 mld zł. Do tego należałoby doliczyć inne podatki jak VAT, CIT, akcyza itd., co dałoby rocznie kolejne co najmniej około 1,2 mld zł. Razem dałoby to budżetowi państwa około 2,5 mld zł rocznie.

Inwestorzy zakupią ziemię i inne nieruchomości pod nowe inwestycje. Przyjmijmy, że średnio będzie to 10 ha po 50 zł, co daje około 5 mln zł za nieruchomość. 400 inwestycji po 5 mln zł daje 2 mld zł, które trafią do samorządów czy do budżetu państwa.

Jeśli nawet część inwestorów zostałaby zwolniona przez samorządy na kilka lat z płacenia podatku od nieruchomości, to już po np. 5 latach byłby on i tak płacony. Przyjmijmy, że nowa fabryka zlokalizowana byłaby średnio na 10 ha przy łącznej powierzchni zabudowy na poziomie 20.000 m2. Dałoby to około 0,5 mln zł płaconego podatku od nieruchomości rocznie, który wpłynął by do samorządów. W skali kraju byłoby to około 200 mln zł rocznie. W ciągu tylko 5 lat, byłoby to już około 1 mld zł w kasie samorządów na drogi, szkoły czy pomoc społeczną.

Łatwo policzyć, że zainwestowane przez rząd Polski 20 mld zł na granty do nowych inwestycji zwróciłyby się w ciągu zaledwie 4-5  lat. Nie wszystkie te pieniądze trafiłoby bezpośrednio do budżetu państwa. Część z nich trafiłaby do samorządów, czy pośrednio do średnich i małych przedsiębiorstw. Taka pomoc rządu byłaby o wiele bardziej efektywna, niż dzisiejsze rozdawnictwo. Równocześnie Polska gospodarka zyskałaby najnowocześniejsze technologie i nowe obiekty przemysłowe. Nakręcona koniunktura gospodarcza doprowadziłaby do rozwoju całego kraju i wszystkich jego dziedzin życia.

Realizacja celu byłaby zabezpieczona umowami, z których jasno by wynikało, że warunkiem otrzymania pomocy bezzwrotnej dla inwestora, jest dotrzymanie parametrów inwestycji jeśli chodzi o jej wartość i liczbę stworzonych i utrzymywanych w określonym czasie nowych miejsc pracy. Zabezpieczeniem byłyby nieruchomości zakupione i wytworzony majątek trwały przez biorcę pomocy.

Mam pełną świadomość tego, że ten zaprezentowany model został przeze mnie przedstawiony z dużym uproszczeniem i może być obarczony sporym błędem w górę lub w dół, jednak pokazuje on realne mechanizmy jakie należałoby zastosować, żeby doprowadzić do realnego rozwoju gospodarczego naszego kraju. Dla tego wzoru trzeba tylko dopisać szczegółowe rozwinięcie. Ale to już zadanie dla ekonomistów wykonujących precyzyjne analizy na potrzeby Kancelarii Premiera Rady Ministrów.

W dzisiejszej rzeczywistości Polska niestety często przegrywa wyścig o inwestycje z krajami takimi jak Słowacja, Czechy, Bułgaria, Rumunia czy choćby zachodnie landy Niemiec. W tych krajach dawno już zrozumiano, że warto czasem zrezygnować z doraźnych zysków, na rzecz dużo większych przychodów  przyszłych okresów, albo warto czasem coś dać, żeby po jakimś czasie odebrać to z nadwyżką. To się po prostu opłaca.

Instytucje powołane do promocji gospodarczej Polski i do pozyskiwania inwestorów, jeśli mają być skuteczne,  muszą być wyposażone w odpowiednie narzędzia prawne i finansowe. Dziwi mnie opieszałość Ministra Finansów w podjęciu decyzji dotyczącej przedłużenia okresu funkcjonowania Specjalnych Stref Ekonomicznych. Do tej pory było to jedno z najskuteczniejszych narzędzi w pozyskiwaniu inwestorów. Czy w obliczu nadciągającego kryzysu mamy z tego narzędzia zrezygnować? Co nam pozostanie? Jeśli Unia Europejska daje taką szansę podniesienia konkurencyjności wobec innych państw europejskich, to trzeba z tego skorzystać.

Należy pamiętać, że preferencje w Specjalnych Strefach Ekonomicznych są formą wsparcia rozłożoną na lata do roku 2020. Grant jest wypłacany w trakcie realizacji inwestycji. Powinna być możliwość łączenia tych form pomocy w zależności od prognozowanych efektów inwestycji.

Należy jednak pamiętać, że pomoc publiczna jest ograniczona w Unii Europejskiej jak i w Polsce i może wynosić maksymalnie 70% dla małych, 60% dla średnich i 50% dla dużych przedsiębiorstw.

Na firmy zdecydowanie bardziej zachęcająco działa wsparcie w formie grantu, niż zwolnienie z podatku CIT, przy nieprzewidywalnych przy kryzysie dochodach przedsiębiorstwa. Dla budżetu Państwa jednak nie do pogardzenia jest podatek PIT, który przy realizacji planów związanych z zatrudnieniem jest pewnym wpływem. Pewniejszym niż CIT. Pozwalającym nawet już w kilka lat odzyskać udzieloną pomoc.

Potrzebna jest też jak najszybsza zmiana prawa i uproszczenie urzędniczych procedur. Zmian przede wszystkim wymagają: ustawa o zamówieniach publicznych, ustawa o planowaniu przestrzennym i ustawa o obrocie nieruchomościami. Nie może być tak, że samorząd gminny walcząc o inwestora tworzącego setki nowych miejsc pracy, zaprasza go do wystartowania w przetargu na nieruchomość z niewiadomym skutkiem i to najszybciej za 4 miesiące od daty zakończenia negocjacji i zaakceptowania oferty lokalizacyjnej, kiedy inwestorowi zależy na jak najszybszym wybudowaniu fabryki i uruchomieniu produkcji. Trzeba w końcu stworzyć i opracować nowe, o wiele sprawniejsze i łatwiejsze procedury, służące pozyskiwaniu inwestorów tworzących nowe miejsca pracy. Bez tego, mimo ogromnego potencjału Polski,  nadal będziemy przegrywać konkurencję z krajami potrafiącymi stworzyć dobre warunki i klimat do inwestowania.

Nasi południowi sąsiedzi wypracowali sobie dużo lepsze mechanizmy pozyskiwania inwestorów. Choćby agencja rządowa Czechinvest, podległa czeskiemu Ministerstwu Przemysłu i Handlu jest wyposażona w narzędzia, o jakich nasz Polski PAIiIZ może tylko pomarzyć. Za tym idzie skuteczność. Jak mamy, jako kraj, wygrywać wyścig o zagranicznych inwestorów, jeśli nie jest to priorytetem rządu, a każda próba wypracowania zachęt mających na celu pozyskanie inwestorów, tworzących tysiące miejsc pracy, jest traktowana podejrzliwie przez Ministra Finansów?

Wsparcie w postaci grantów czy zwolnień podatkowych można potraktować jako formę pożyczki. Lepiej w kilkuletnim bilansie opłacalności inwestycji dla budżetu państwa, nawet wyjść na zero, żeby osiągnąć cele społeczne i w kolejnych latach czerpać korzyści również finansowe i ekonomiczne. Lepiej coś mieć później, niż nie mieć tego wcale.

Doskonałym przykładem, na poparcie postawionej tezy, jest inwestycja firmy MAN w podkrakowskich Niepołomicach, który w samym tylko roku 2008 odprowadził do budżetu państwa ponad 45 mln zł wyłącznie z tytułu podatku dochodowego (CIT). Tylko w pierwszym okresie swojej działalności w Polsce, w latach 2005-2009, niemiecki producent samochodów ciężarowych zapłacił 59,2 mln zł podatku CIT oraz 9,5 mln zł innych podatków i opłat, czyli zwrócił z nakładem pomoc z budżetu państwa otrzymaną w postaci grantu inwestycyjnego w wysokości 12,7 mln euro (52,5 mln zł), co stanowiło 13,7% ekwiwalentu brutto. Do tego należy oczywiście doliczyć najważniejszy podatek PIT od zarobków około 650 pracowników fabryki firmy MAN. Ten choćby przykład jednoznacznie dowodzi opłacalności wspierania nowych inwestycji pobudzających polską gospodarkę.

Mieszkańcy mojego miasta nauczyli się żyć w kryzysie, ale ten stan nie może trwać wiecznie. Mamy za sobą blisko 40% bezrobocie. My wiemy co to bieda. Dzięki postawieniu 7-8 lat temu na rozwój gospodarczy, dzisiaj należymy do jednych z najbardziej dynamicznie rozwijających się miast w kraju.  Chcemy nadal się rozwijać. Nie możemy jednak sobie pozwolić na przegrywanie bojów o inwestorów nie z naszej winy. My, jako samorząd lokalny, swoje zadanie wykonamy, jednak żeby osiągnąć pełny sukces, musimy z Rządem grać w jednej drużynie.  Tezy postawione w tym liście nie są oparte na teorii, ale na praktyce. Mam zaszczyt sprawować od 10 lat urząd prezydenta miasta Nowa Sól, w którym sprawdziliśmy działanie wielu mechanizmów na otwartym organizmie jednostki samorządu lokalnego.

Szanowny Panie Premierze, żyjemy w ciekawych, ale i trudnych czasach, w których każdy dzień niesie ze sobą nowe wyzwania. Skupienie się na rozwiązywaniu konkretnych problemów, zmierzających do rozwoju gospodarczego, jest najlepszym sposobem walki z kryzysem. Najlepszą metodą uprawiania polityki jest dążenie do odczuwalnej poprawy warunków życia mieszkańców naszego kraju, na co z niecierpliwością oczekują Polacy.

Z wyrazami szacunku

Wadim Tyszkiewicz

Prezydent Miasta Nowa Sól