Jak to się stało, że jeden zgorzkniały, stary kawaler z Żoliborza, swoimi fobiami i szaleństwami zainfekował i upokorzył 38 milionowy, dumny Naród? Jak to się dzieje, że Polacy budząc się co dzień rano, swój los uzależniają od tego, co się zaroi w głowie człowieka oderwanego od rzeczywistości, nie chodzącego po ulicach, nie robiącego zakupów, nie rozmawiającego z ludźmi (oprócz swoich zauszników), nie mającego żony i dzieci, nie znającego miłości między dwojgiem ludzi, a pouczającego o modelu rodziny, klęczącego co dzień w Kościele, a siejącego nienawiść, destrukcję, pogardę i grzech?

Kaczyński nienawidzi ludzi, gardzi Polakami i mając władzę, odreagowuje swoje życiowe porażki i upokorzenia, sięgające jeszcze do lat dzieciństwa i młodości. Co gorsza, tą nienawiścią zrodzoną w jego duszy i umyśle, obdarowuje on innych, infekuje nią, a ci zarażeni sieją ją dalej. Sam będąc nieszczęśliwym, Kaczyński chce unieszczęśliwić cały Naród. Z zemsty.

On tak naprawdę w swoim życiu kochał tylko dwie osoby: matkę i brata, nikogo więcej. Ojcem gardził. Nie zna on innego uczucia miłości, ale doskonale zna znaczenie pogardy, upokorzenia, nienawiści i zemsty. On nie stworzył nigdy rodziny, nie kochał, nie całował, nie chodził z dziewczyną za rękę. On kocha tylko siebie i upaja się swoją nienawiścią do ludzi, oskarżając innych za swoje nieszczęścia, zmuszając 38 milionów Polaków do ciągłej narodowej smuty.

Polska jest skazana na ciągłą żałobę, w jakiej pogrążony jest najjaśniejszy przywódca po utracie brata i matki, nie mogąc wygasić w sobie subiekcji, i za których śmierć będzie się mścił do końca swoich dni.

Szukanie winnych ich śmierci i zemsta, są treścią jego życia. Ten ból zagnieździł się w jego duszy na zawsze. On w każdym geście emanuje tą swoją zgorzkniałą żałobą, sycząc w każdym słowie żądzą zemsty.

Jarosław Kaczyński przyznał, że jego marzeniem jest, aby zostać zbawcą narodu. Ale od czego on chce nas zbawiać? Jemu się wydaje, że wie lepiej od nas, czego my pragniemy, o czym marzymy i co jest naszą definicją szczęścia. Ten nieszczęśliwy człowiek nas chce uszczęśliwić na siłę. To ma być szczęście w jego wydaniu i pojęciu, szczęście przesycone nienawiścią. Ale ja takiego szczęścia nie chcę.

 Do realizacji swoich urojeń udało mu się zebrać i podporządkować całą armię ludzi, współczesnych pretorian, karnych, wiernych, tępo oddanych, którzy najczęściej niczego w życiu sami nie osiągnęli, ale dzięki Kaczyńskiemu i partii, przesiedli się do ekskluzywnych limuzyn, obsadzając rodzinami intratne i dobrze płatne posady.  Fundament stanowią kamraci z Porozumienia Centrum. Oni w jego imieniu rządzą i dzielą, chcąc przypodobać się przywódcy i przy okazji coś dla siebie skręcając na boku. I tak jak niektórym Kaczyński ścina głowy za błędy, tak stara gwardia może czasami liczyć na wybaczenie. Ale tak czy inaczej, ślepe posłuszeństwo wobec Kaczyńskiego jest fundamentem PiS. Tu nie ma miejsca na spory i własne zdanie. Jest tylko jedna prawda i jedna racja, ta wg Kaczyńskiego.

Pamiętacie obrazki z ław parlamentarnych, jak wierni żołnierze czekają na jego przyjazny gest, jak biegną usłużnie za nim po korytarzach sejmowych licząc na to, że choć przez sekundę Kaczyński ich zauważy i skupi na nich swoją uwagę, jak pan na swoim słudze? Bezgranicznie podporządkowani, otępiali, gotowi na wszystko, mimo upokorzeń jakich od niego wielokrotnie doznali. A te swoje świadome upokorzenia, ci splugawieni ludzi, odbijają sobie na innych dzięki władzy, jaką im dał Kaczyński, w spółkach, w ministerstwach czy wszelkiego rodzaju dyrekcjach. I tak się ciągnie łańcuszek patologii.

Zauważcie, że Kaczyński nie ma majątku, oprócz starego domu na Żoliborzu. Jemu majątek nie jest do niczego potrzebny, choć mógłby być nieprzyzwoicie bogaty. To inni „obajtkowopodobni” zarabiają w miesiąc tyle, ile Kaczyński w rok. Pieniądze Kaczyńskiemu nie są potrzebne. Celem jego życia jest władza, nie jako narzędzie do osiągnięcia celu, ale jako cel sam w sobie. Chyba że celem jest sama zemsta. To obsesja.

Kaczyński w całym swoim długim życiu nie zhańbił się normalną pracą, oprócz uprawiania polityki. Nie pracował na budowie, nie prowadził własnej firmy, nie zatrudniał ludzi i nie brał za nich odpowiedzialności, nigdy nie musiał się martwić, jak przetrwać do pierwszego. Całe życie to ciągłe knucie i zadawanie bólu sobie i innym.

W Kaczyńskim jest coś i z masochisty, i z sadysty. Kaczyński sam sobie zadaje ból i cierpienie, w swoich urojeniach wcielając się w rolę umęczonego zbawcy, Mesjasza. On i jego fanatyczni zwolennicy, pławią się w upokarzaniu swoich przeciwników, choć to z miłością chrześcijańską nie ma wiele wspólnego. Sprowokowany, kipi nienawiścią, nazywając przeciwników politycznych kanaliami.

Bez wątpienia Kaczyński cierpi, to widać. I do cierpienia chce zmusić cały Naród. Wciela się w rolę Mickiewiczowskiego Konrada, który nazywa siebie Milijonem, – bo za miliony
Kocha i cierpi katusze.

Kaczyński jest bez wątpienia człowiekiem wybitnie inteligentnym, tylko tą swoją inteligencję wykorzystuje w najgorszy z możliwych sposób, jak wielu „wybitnych” w historii. Jest oczytany. Na pamięć zna dzieła wielkich wodzów rewolucji i dyktatorów, którzy wywarli wpływ na historię świata. Teorię manipulacji Kaczyński opanował do perfekcji.

Gdyby Kaczyński żył w czasach Rewolucji Francuskiej czy Październikowej, to zapisałby się w tej historii zgłoskami co najmniej tak, jak choćby nasz rodak Feliks Dzierżyński. Ideowy, ale bezwzględny i mściwy kat. O innych wielkich wodzach XX wieku nie wspomnę. 

To zły człowiek. Kiedy jeszcze żył Lech Kaczyński, to tą ciemną stronę mocy Jarosława on powstrzymywał i hamował. Brat bliźniak, którego bez wątpienia Jarosław kochał, trzymał to jego zło na wodzy, szarpał za cugle, kiedy się ten wyrywał. Kiedy zabrakło Lecha, Jarosław pozbył się wszelkich barier dla skrytego w sobie całego zła i wypuścił je wolno na łowy.

Kaczyński zaraża Polaków swoim nieszczęściem. A My, Naród, jesteśmy zależni od szaleństwa i urazów umysłowych najjaśniejszego przywódcy, od tego co się dzieje w jego oderwanej od rzeczywistości głowie i w skrytości poszarpanej duszy.

Wszystko się kiedyś kończy, skończy się i ten smutny czas, ale zasianej nienawiści w narodzie tak szybko się nie wyzbędziemy. Wielu lat trzeba będzie, żeby wrócić na dobre tory normalności, żeby brat nie stawał przeciw bratu, żeby rozum zaczął górować nad wrogością i nienawiścią. Ale ten czas nadejdzie. Już nadchodzi.