Samorzad.pap.pl: – Panie Prezydencie, Nowa Sól była kiedyś w bardzo trudnej sytuacji, a dziś jest przedstawiana jest jako wzór udanej transformacji.
Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli: – Rzeczywiście nasze miasto jest dziś dobrze postrzegane w całej Polsce, ale bałbym się odmalowywania go w zbyt różowych barwach. Bo to nie jest jeszcze miasto idealne, ani najbogatsze, ani najpiękniejsze. Nową Sól można przedstawiać w kategoriach sukcesu, ale tylko w odniesieniu do tego, jakim miastem była wcześniej i jakim jest dziś. Trudno nam się porównywać z sąsiednią Zieloną Górą czy nieodległymi miastami Zagłębia Miedziowego: Polkowicami, Głogowem czy Lubinem, dysponującymi nieporównywalnie większymi budżetami.
Jednak biorąc pod uwagę to, gdzie byliśmy i gdzie dziś jesteśmy, to na pewno w tej kategorii znajdujemy się w czołówce Polski.
– A gdzie Państwo byli?
– Pod koniec lat 90. i na początku tego wieku Nowa Sól była w bardzo trudnej sytuacji, można powiedzieć w ruinie. Upadły nasze wielkie zakłady przemysłowe. Do lat 90. Nowa Sól była jednym z najbardziej uprzemysłowionych miast w Polsce, porównując liczbę mieszkańców i liczbę miejsc pracy w przemyśle. Pod tym względem byliśmy na drugim miejscu w kraju. W mieście, które liczyło czterdzieści kilka tysięcy mieszkańców, mieliśmy 27 tys. miejsc pracy w przemyśle. Miastem bardzo uprzemysłowionym byliśmy też historycznie. Jego nazwa pochodzi nie od tego, że tu sól się wydobywało, ale w Nowej Soli ją się wzbogacało, uszlachetniało, oczyszczało – sól, która tu przypływała z Francji.
Mieliśmy tutaj dwa olbrzymie zakłady przemysłowe, które były takimi odrębnymi miastami w mieście. To była największa fabryka nici w Europie – „Odra”, w której pracowało prawie 5 tys. osób, głównie kobiet. Pod koniec lat 90-tych fabryka upadła. Zostały z niej tylko ruiny. Drugim z tych fabryk były Dolnośląskie Zakłady Metalurgiczne „Dozamet”, też zatrudniające blisko 5 tys. osób, głównie mężczyzn. To był potężny zakład, który produkował tubingi dla górnictwa, odlewy dla przemysłu i do rakiet SS20, co było tajną produkcją. On też upadł i również została z niego ruina.
Oba te zakłady, zatrudniające w sumie blisko 10 tysięcy pracowników, nie poradziły sobie w nowych realiach gospodarczych, w okresie transformacji. One były za duże w stosunku do rynku, z przestarzałymi technologiami i przerostem zatrudnienia, którego broniły związki zawodowe. Urwały im się też rynki wschodnie, a „Odrę” dodatkowo pogrążyła tańsza konkurencja nici syntetycznych z Chin. W innych mniejszych miastach było łatwiej, bo one miały mniejsze zakłady, znaleźli się dla nich nowi właściciele, zostały przekształcone i sprywatyzowane. U nas to niestety się nie udało. Związki zawodowe i strajki doprowadziły do ich upadku, a syndyk sprzedawał te dwa nasze największe zakłady kawałek po kawałku.
Nasze miasto było wtedy brzydkie, brudne, szare, smutne, zaniedbane, z dziurawymi drogami i ruinami fabryk, z ogromną przestępczością i biedą.
– Upadły tylko dwa zakłady?
– Nie, dużo więcej. W Nowej Soli było w 1989 r. kilkadziesiąt zakładów, w tym kilka dużych, z czego przetrwały tylko dwa. Upadło m.in. Lubuskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego, które budowało kopalnie i huty zagłębia miedziowego, zatrudniając blisko 2,8 tys. osób.
Sytuacja miasta była bardzo dramatyczna. Gdy zostałem prezydentem Nowej Soli w 2002 r., bezrobocie wynosiło u nas 42 proc. Można powiedzieć, że nasze miasto w pewnym sensie uratowały krasnale. Było u nas w latach 90. około 300 producentów krasnali ogrodowych. Można dziś się zżymać, że to był kicz, ale można też to pokazać jako symbol zaradności, pomysłowości, pracowitości i przedsiębiorczości Polaków, którzy w tej bardzo trudnej sytuacji, gdy upadły zakłady pracy, znaleźli lukę na rynku i wykorzystali ją żeby przetrwać najtrudniejsze lata kryzysu.
Bieda była wtedy w naszym mieście naprawdę duża, to były bardzo trudne czasy dla Nowej Soli. Niektórych sytuacji z tego okresu nie zapomnę do końca życia. Gdy kilkanaście lat temu pojawili się w naszym mieście pierwsi nowi więksi przedsiębiorcy, był wśród nich polski producent pokryć foteli samochodowych. Zatrudniał panie z naszego miasta i woził je do odległej o 70 km fabryki w Grodzisku Wielkopolskim. Tak kombinował, że brał z urzędu pracy pieniądze na szkolenia i staże, szkolił ludzi poprzez ciężką pracę, a gdy staże się kończyły, to on tych pracowników zwalniał i brał dotacje na kolejnych. Mógł robić co chciał na tym naszym rynku, bo każdy chciał pracować. Przyszły do mnie wtedy cztery zapłakane panie. Ciężko pracując, zarabiały w tej fabryce po 450 zł miesięcznie, ale nie płakały z tego powodu. Płakały, bo właściciel fabryki zaczął im odliczać z tych 450 zł po 50 zł za dowożenie do pracy. Jak można było wyżywić rodzinę za 400 zł miesięcznej płacy? To nie było aż tak dawno, to były lata 2006-2007.
– Co przesądziło o tym, że udało się Panu wyciągnąć Nową Sól z dołka, że to miasto zmieniło się nie do poznania – na lepsze, ściągnęło wielu inwestorów, powstało mnóstwo nowych miejsc pracy, że dziś cieszy się świetną opinią?
– Zanim zostałem prezydentem Nowej Soli, nie byłem urzędnikiem, tylko przedsiębiorcą. Przez 16 lat miałem własną działalność gospodarczą, prowadziłem firmę komputerową, która zatrudniała prawie 50 osób. Jako prezydent postawiłem sobie za główny cel odbudowanie nowosolskiej gospodarki. Uznałem, że to jedyna szansa dla naszego miasta. I to się udało. Choć to była długa i trudna droga. Walczyliśmy o inwestorów i na początku tę walkę przegrywaliśmy. Przegraliśmy m.in. walkę o fabryki firmy Bridgestone i Asus. Było blisko, ale jednak się nie udawało. W końcu jednak przełamaliśmy tę złą passę. Pojawił się pierwszy inwestor, drugi, trzeci, a potem kolejni. Mamy dwie strefy przemysłowe, każda po 100 hektarów. Niektórzy mówią: mieliście w mieście strefę ekonomiczną, to wam się udało. To jednak niesprawiedliwa ocena. Jest mnóstwo takich stref, gdzie hula wiatr, które są niezagospodarowane, które nie przyciągnęły inwestorów. Łatwiej pozyskiwało się ich w miastach, które były głównymi siedzibami stref, czy tam, gdzie strefy były znakomicie położone, np. blisko dużego miasta czy skrzyżowania autostrad. Myśmy tych atutów nie mieli. Poza tym nasza strefa powstała dość późno, bo dopiero w 2002 r. Wprawdzie łatwiej jest pozyskać inwestora, gdy ma się strefę, ale u nas inwestorzy budowali swoje zakłady także poza strefą lub wchodzili do strefy, ale nie korzystali z przysługujących tam ulg podatkowych. Czyli coś innego przesądziło o tym, że to u nas ulokowali swoje inwestycje.
Nasz sukces jest przede wszystkim wynikiem uporu, profesjonalizmu i konsekwentnej walki o inwestorów. Byliśmy w tym bardzo zdeterminowani, bo wiedzieliśmy, że nie mamy innego wyjścia.
– Ile nowych miejsc pracy powstało w Nowej Soli dzięki tym wysiłkom, nowym inwestorom?
– Powstało około 4-5 tys. nowych miejsc pracy i ponad 20 nowoczesnych fabryk. Powiem inaczej: dzisiaj pozyskać inwestora to jest bułka z masłem, bo mamy teraz na świecie, Europie i w Polsce boom gospodarczy. Ale pozyskać go 10 czy 12 lat temu, to była duża sztuka. I ta sztuka nam się udała.
– Dlaczego najpierw jednak nie udawało się Państwu pozyskiwać inwestorów? Co zdecydowało, że udało się Państwu przełamać tę kiepską passę?
– Trudno nam było konkurować z Poznaniem i Tarnowem Podgórnym czy z Wrocławiem i Kobierzycami. Nie mieliśmy dużo atutów. Później pomogły nam plany budowy drogi ekspresowej S3, dzięki czemu łatwiej z inwestorami się rozmawiało. Zadecydowało jednak przede wszystkim to, o czym już mówiłem: determinacja i konsekwencja. Na 20 ściągniętych inwestycji obsłużyliśmy 200 potencjalnych inwestorów, którzy rozważali nasze miasto jako miejsce do ulokowania swej inwestycji. Inwestorzy zwykle biorą pod uwagę wiele lokalizacji, początkowo kilkanaście, z których ostatecznie wybierają kilka najlepszych z ich punktu widzenia. Często w tych negocjacjach dochodziliśmy do finału, ale ostatecznie inwestor wybierał inną lokalizację. Bridgestone miał u nas wybudować największą w Europie fabrykę opon samochodowych. Byliśmy jedyną lokalizacją, którą brał pod uwagę w Polsce. Ale ostatecznie wybrał Węgry. Więc to Polska przegrała, a nie Nowa Sól. Podobnie było z Asusem, który wybierał między nami, a lokalizacją pod czeską Pragą. I wybrał Czechy. Miała u nas powstać fabryka turbosprężarek dla Mercedesa, wydawało się że to już jest przesądzone, ale firma ostatecznie wybrała Saksonię, bo tam otrzymała grant inwestycyjny w gotówce od państwa, który był korzystniejszy od naszych zwolnień podatkowych. Potem taką fabrykę miał wybudować u nas amerykański Honeywell, który miał otrzymać rządowy grant, ale rząd zwlekał z jego przyznaniem. Zwlekał tak długo, że Honeywell ostatecznie wybrał Słowację.
Gdy mnie pytają koledzy samorządowcy, co poradziłbym im, żeby ściągnąć inwestora, dlaczego mnie to się udało, a im nie, wtedy odpowiadam: żeby wygrywać, to najpierw musisz się nauczyć przegrywać. Mogliśmy po trzeciej czy czwartej przegranej próbie pozyskania inwestora poddać się, powiedzieć: w tym mieście to już nic się nie uda, ono nadaje się tylko do zaorania. A my do końca walczyliśmy, aż w końcu pojawił pierwszy, drugi, trzeci, piąty inwestor. I dalej to już poszło.
– Ile obecnie wynosi bezrobocie w Nowej Soli?
– Realnie – zero, bo znalezienie kogoś do pracy jest dziś u nas bardzo trudne. Mimo to dalej pozyskujemy kolejnych inwestorów. Teraz mamy 4 dużych inwestorów, nad którymi pracujemy i mam nadzieję, że przynajmniej dwóch z nich wejdzie do Nowej Soli. Dziś jednak już nie patrzę na to, ile inwestor stworzy miejsc pracy, skoro bezrobocie przestało być u nas problemem. Dziś zwracam uwagę na to, ile metrów kwadratowych pod dachem zajmie jego inwestycja. Bo od tego zależy, ile będzie nam płacił podatków od nieruchomości. Mamy inwestora, który chce wybudować 110 tys. mkw. pod dachem. W okolicach Warszawy czy Wrocławia to może nie jest rewelacja, tam jest tego typu obiektów pełno, ale do nas takiego inwestora dużo trudniej ściągnąć. Zazdroszczę burmistrzom i wójtom gmin, w których jest dużo takich hal. Te gminy mają ogromne wpływy podatkowe z tego tytułu. U nas ten jeden inwestor będzie płacił docelowo około 3 mln zł podatku od nieruchomości rocznie. Mając taki stały, stabilny, coroczny przychód, mogę zaplanować budowę basenu czy hali widowiskowo-sportowej, powiedzmy za 20 mln zł. Bo biorę na jego budowę kredyt w banku, który spłacam z podatku od nieruchomości od tego jednego inwestora, nie ruszając obecnej struktury budżetu. Podaję to tylko jako przykład.
– A jak Pan przekonuje kolejnych inwestorów, żeby zainwestowali w Nowej Soli mimo braku rąk do pracy? Dla nich jest to ponoć dziś kluczowy argument.
– Po pierwsze rynek, w tym rynek pracy, się zmienia. Inwestorzy będą więc wchodzić mimo braku rąk do pracy. Trochę Ukraińcy nas będą wspomagać, trochę okoliczne gminy. Uruchomiliśmy transport międzygminny, kupiliśmy 27 nowych autobusów i będziemy dowozić ludzi z okolicy. Problem tylko, żeby tym ludziom chciało się pracować. Bolączką bardziej oddalonych od dużych miast terenów wiejskich w Polsce jest to, że ich mieszkańcy nauczyli się żyć za 500-700 zł miesięcznie. Oni umieją to robić. Nie mają wielkich wymagań. I często nie mają ambicji, aspiracji, żeby w ogóle pójść do pracy czy powalczyć o zmianę pracy na lepszą, żeby podnosić swoje kwalifikacje, zarabiać więcej, osiągać jakieś sukcesy. Siedzą w swoich wioskach, jest im tam dobrze, rodzą kolejne dzieci. I jeszcze dostają te 500 Plus. Duże rezerwy pracowników na wsi wciąż są. My w Nowej Soli możemy stworzyć jeszcze 1-2 tys. nowych miejsc pracy. Pytanie tylko, czy mieszkańcy najbliższych okolic będą chcieli z tej możliwości skorzystać, i pracować w mieście?
– Problemem dla Nowej Soli zaczyna być także to, że kończą się jej wolne tereny inwestycyjne.
– To jest problem szerszy, dotyczy nie tylko Nowej Soli, ale bardzo wielu innych miast, które zaczynają się dusić w swoich granicach. Dlatego bardzo potrzebna jest nowa reforma administracyjna, która rozwiąże ów problem, ureguluje i ułatwi miastom przyłączanie sąsiednich miejscowości. Bez tego tym miastom skończy się niedługo wszelki potencjał rozwojowy. Stracą na tym nie tylko same miasta, ale i okalające, żyjące z nich, korzystające z ich potencjału, gminy.
– Nową Sól też dotyka suburbanizacja, masowe przenoszenie się mieszkańców miast na tereny podmiejskie?
– Oczywiście. Nowa Sól jest bardzo mała obszarowo, mamy duże zagęszczenie ludności, ponad 2 tys. mieszkańców na kilometr kwadratowy. Ale jeszcze 5-7 lat wytrzymamy, mamy jeszcze trochę wolnych terenów inwestycyjnych pod nowe fabryki i osiedla mieszkaniowe. To jednak nam się skończy i będzie problem ze znalezieniem ludzi do pracy w nowych fabrykach bez budowy nowych osiedli.
– Wróćmy jeszcze do historii. Poza ściąganiem inwestorów zadbali też Państwo o poprawienie jakości życia w mieście, m.in. o warunki do wypoczynku i rekreacji, o to, żeby mieszkańcy mieli gdzie spędzać czas wolny. Powstał Park Fizyki, Park Krasnala, przystań na Odrze z rejsami wycieczkowymi po rzece. Mówi się, że do Nowej Soli przyjeżdżają spędzić wolny czas nawet mieszkańcy Poznania.
– Park Krasnala wziął się z tego, że mieliśmy tu mnóstwo producentów krasnali ogrodowych. Zbudowaliśmy więc na tym potencjale i na nieużytkach taki park rozrywki. To też jest fenomen, bo może są piękniejsze parki rozrywki, ale my stworzyliśmy te ponad 24 hektarów terenów rekreacyjnych na bazie robot publicznych, zatrudniając osoby bezrobotne. Gdy mieliśmy jeszcze w mieście bardzo wysokie bezrobocie, to myśmy – jako miasto – zatrudniali ludzi bezrobotnych do takich właśnie prac. Na dodatek Park Krasnala zbudowaliśmy głównie z materiałów rozbiórkowych, bo w naszym mieście nic się nie marnuje. My mieszkamy na terenach poniemieckich, gdzie drogi były budowane bardzo porządnie, z podsypką, kamieniem, a dopiero na tym ułożoną kostką granitową. Gdy budujemy nową drogę, to materiały rozbiórkowe ze starej odbieramy od wykonawcy. Wykorzystując ponownie m.in. kostkę czy granitowe krawężniki, co nam obniża koszty kolejnych inwestycji.
W Parku Krasnala, w którym jest największy Krasnal na świecie, mierzący 5 m 41 cm, mamy m.in. minizoo, wodny świat, park linowy, skatepark, wakepark, ścianki wspinaczkowe, minigolf, najnowocześniejszy i najładniejszy w Polsce tor dla BMX-ów, na którym rozgrywają się mistrzostwa kraju.
Obok Parku Krasnala jest brzeg Odry, gdzie przeprowadziliśmy rewitalizację dzielnicy portowej i portu, wybudowaliśmy marinę, mamy dwa statki wycieczkowe.
– Mieszkańcy są dziś dumni z Nowej Soli?
– Myślę, że tak, czego pewnym potwierdzeniem jest fakt, że wybory wygrywam przy poparciu między 79 a 86 proc. Co oznacza, że mieszkańcy są zadowoleni z tego, jak nasze miasto się zmieniło. A kiedyś poza Nową Solą wstyd było się przyznać, że jest się stąd. Bo wtedy nasze miasto źle się kojarzyło, m.in. z bardzo wysokim bezrobociem, brzydotą, upadkiem, biedą i ogromną przestępczością.
W latach 90. w drastyczny sposób zamordowano w Nowej Soli króla Cyganów, jego syna i konkubinę – za jajko Faberge. I przez blisko 10 kolejnych lat, jeśli media wspominały o Nowej Soli, to najczęściej w kontekście tej zbrodni, i o toczącym się procesie. Nowa Sól głównie z tym w Polsce się kojarzyła.
Zaś dziś Nowosolanie są dumni ze swego miasta, zazdroszczą go nam choćby i zielonogórzanie, mówią o nim w samych superlatywach.
– Czy to się przekłada na demografię, zahamowało to odpływ mieszkańców?
– Demografia jest jak wszędzie, miasta się wyludniają, Nowa Sól też. Liczba mieszkańców spadła. Jednak jeśli uwzględni się sąsiednie miejscowości, to okazuje się, że liczba mieszkańców tak tam wzrosła, iż w sumie jako miasto i najbliższa okolica to jesteśmy na plusie. To znaczy, że w całym obszarze aglomeracyjnym Nowej Soli mieszkańców przybyło. Jeśli więc w skali całego kraju Polska się wyludnia, to u nas nie jest tak źle.
– Panie Prezydencie, wróciliśmy w ten sposób do tematu suburbanizacji. Mówił Pan, że potrzebna jest nowa reforma administracyjna. Po to, żeby przyłączyć do miast okalające je gminy obwarzankowe?
– Tak, trzeba wprowadzić odgórnie nowy podział administracyjny, chociażto nie jest takie proste. Są gminy obwarzankowe, które są ogromne, więc w całości nie można ich przyłączyć do sąsiadującego z nią miasta. Podam przykład: mamy gminę wiejską Nowa Sól, w której jest duża wieś Lubięcin oddalona o 22 km od Nowej Soli. Więc wiadomo, że tak dużej obszarowo gminy nie powinno się przyłączać w całości do miasta. Jak to zrobić inaczej? Trudno powiedzieć, ja nie jestem w tym specjalistą, ale uważam, że nowa reforma administracyjna jest nieunikniona.
Wiem jedno: że jeśli Nowa Sól nie zwiększy swego obszaru, to zatrzyma się w rozwoju. A na tym, jak już mówiłem, stracą wszyscy, także te sąsiadujące z nami gminy, miejscowości, które dziś nie chcą do nas się przyłączać. Do tych okolicznych gmin przenieśli się i wybudowali tam domy nasi najbogatsi mieszkańcy Nowej Soli, płacą tam duże podatki, nadal korzystając z potencjału miasta, ze szkół, ośrodków kultury, z całej infrastruktury miejskiej. Tak jest tym miejscowościom wygodniej: korzystać z przez nas zbudowanego potencjału sąsiedniego miasta, ale nie płacąc podatków na jego utrzymanie. Proszę dziś spróbować przyłączyć np. Tarnowo Podgórne czy Suchy Las do Poznania. Bez reformy administracyjnej to się nie uda, a jeśli tego nie zrobimy, to miasta przestaną się rozwijać.
Rozmawiał Jacek Krzemiński