Witajcie
. Tak jak obiecywałem, po 2 latach od rewolucji w moim życiu i „Nieoczekiwanej Zmianie Miejsc” (Trading Place- jak w filmie), postanowiłem się nieco otworzyć z moimi planami i oceną tego, co się wokół dzieje, w Nowej Soli i regionie (o polityce piszę na bieżąco na Fanpagu).
Zacznę od planów. Nie mam konkretnych planów. Każdy scenariusz jest możliwy: od startu ponownego w najbliższych wyborach na prezydenta Nowej Soli, poprzez start na prezydenta Zielonej Góry, ponowny start w wyborach do Senatu, po całkowite wycofanie się z polityki i życia publicznego i powrotu do biznesu. Każdy z tych scenariuszy jest możliwy. Powody? Będę o tym pisał. Zacznę od mojej obecnej sytuacji.
Pierwszy rok był dla mnie dramatyczny, właśnie z powodu NZM (nagłej i w zasadzie nieoczekiwanej zmiany miejsc). Moim życiem był i jest samorząd, ludzie, konkretne działania. Samorząd w którym osiągnąłem niemal wszystko.
Wiele razy nazywano mnie Ikoną Samorządu (mam wiele nagród i dyplomów z takim tytułem), ale ikona wisi tylko dumnie na ścianie na gwoździu, a ja jeszcze chciałem dalej być człowiekiem aktywnym i coś fajnego zrobić dla innych. Przez pierwszy rok chodziłem po NZM, jakbym dostał „obuchem w łeb”, jakbym był w jakiejś maliźnie. Zostałem sam. Telefon od przyjaciół, współpracowników i radnych przestał dzwonić.
Byłem jak zamknięty w bańce. Myślałem, że dopadł mnie Covid. Ale nie, testy były negatywne. Przyznaje, było trudno. Ale w końcu całe życie byłem wojownikiem, w końcu w senacie się odnalazłem. Odnalazłem dawną moc.
Czuję się dzisiaj coraz pewniej, pracuję, zajmuje się wieloma ciekawymi tematami, poznałem wielu ciekawych ludzi, zawiązałem nowe przyjaźnie. Zbudowałem już swoją pozycję. Robię coś fajnego dla Polski. O tym innym razem.
W Nowej Soli pozostały zgliszcza moich przyjaźni i kontaktów. Zaledwie garstka, a wręcz garsteczka ludzi, z setek pseudoprzyjaciół i pochlebców, pozostała przy mnie, utrzymując ze mną jakikolwiek kontakt. Garstka! W Urzędzie Miasta (przez 17 lat mój dom) przez 2 lata nie byłem ani razu. Nie pcham się nieproszony. Nie wiem co jest tego przyczyną? Fakt jest faktem. Mam jakąś teorię na ten temat, ale o tym innym razem.
Więc mogę śmiało napisać, że po 17 latach pracy dla miasta i współpracy z setkami osób, które dzięki temu, że zaangażowałem się w nowosolski samorząd, mogli przy mnie się realizować, zostałem sam. Nawet na Facebooku z blisko 10 000 znajomych (polubienia i obserwujący) na moje wpisy reaguje od kilku, do kilkunastu osób, w porywach kilkadziesiąt (kiedyś setki i tysiące). No tak, ale takie jest życie. Przestałem być potrzebny i atrakcyjny w kontaktach.
Nawet w pewnym momencie chciałem już zlikwidować Facebooka, ale się powstrzymałem. Nie mógłbym dzisiaj do Was pisać. W Warszawie bywam, w Nowej Soli mieszkam, chodzę po ulicach, rozmawiam z ludźmi, z nabytych nawyków zaglądam w kąty, zakamarki i podwórka, zza szyby zaglądam na basen, obserwuję prace przy hali, co tydzień zaglądam na inwestycje na byłej fabryce Odra… żyję Nową Solą, choć z innej pozycji niż kiedyś. Jak obiecałem w kolejnych wpisach poddam ocenie obecną sytuację Nowej Soli.
Postaram się być maksymalnie obiektywnym recenzentem, odkładając w miarę możliwości emocje na bok. Jedno jest pewne, w moim barwnym życiu nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Do zobaczenia.