Zacznę może mało kulturalnie i nieparlamentarnie: brzydzę się podłymi ludźmi pokroju Mejzy.
Poznałem tego człowieka w 2014 roku kiedy miał 24 lata. Wtedy już wzbudził we mnie przerażenie, gdyż jego jedynym celem była kariera polityczna, jako sposób na życie. Próbował się przykleić do niemal wszystkich partii i ruchów, w końcu z list PSL po śmierci posłanki Fedak dostał się do Sejmu i wystawił swój mandat na licytację. I dopiął swego. Został „gwiazdą” polityki, choć unurzaną w szambie. Przy okazji w rok z biedaka przeistoczył się w milionera. Uczcie się. Jako 29 latek w rok wyszedł z długów i zarobił ponad milion zł. Geniusz? Inna sprawa, że nikt nie wie na czym. Ale ja mogę nie być obiektywnym z racji mojego stosunku do wiceministra sportu, który do tej pory miał do czynienia ze sportem jako steward rozsadzający gości na meczach koszykówki i ponoć był jeszcze parę razy na siłowni. Ważne, że za głos dla PiS, dostąpił łask prezesa. O reszcie poczytajcie w tekście z Newsweeka https://business.facebook.com/legutowski/posts/10227572650883283?hc_location=ufi:
a szczegóły w załączonym tweecie po użyciu linku: