W 2002 roku trochę przez przypadek zostałem prezydentem Nowej Soli. Niewiele brakowało, a wystartował bym w wyborach na prezydenta Zielonej Góry, w której przez blisko 17 lat prowadziłem firmę „informatyzyjąc” miasto, a moje komputery były niemal w każdym zielonogórskim domu. Ale o tym przy innej okazji.
Po latach sukcesów w biznesie komputerowym, przyszedł okres trudniejszy. Na rynek polski zaczęły wchodzić wielkie, światowe koncerny komputerowe. Do Zielonej Góry weszły duże sieci handlowe Auchan czy Tesco, które zasypały rynek tanimi komputerami, choć niskiej jakości. Trudno było utrzymać wysoki jak dotąd poziom obsługi klientów, przy szybko spadających cenach i rosnących kosztach. Miałem do wyboru, albo ograniczyć wielkość firmy, przekształcając ją z ogólnopolskiej, w mniejszą, lokalną firmę bardziej usługową, czy zmienić diametralnie swoje życie.
Zaproponowano mi start w wyborach w Nowej Soli i podjąłem się tego zadania. Namawiano mnie też do startu w Zielonej Górze z listy PO, ale już było za późno, gdyż zobowiązałem się do startu w wyborach w Nowej Soli i dotrzymałem słowa. Stworzyliśmy więc ruch Nowosolski Sojusz Niezależnych i wygraliśmy wybory.
Pierwsza kadencja nie była łatwa. W radzie miasta przewagę miała SLD. Napsuli nam sporo krwi, ale i tak 95% naszych pomysłów udało nam się przeforsować. Miasto było pogrążone w kryzysie, bezrobocie sięgało 42%, Nowa Sól była szara, brudna, smutna, z ogromną przestępczością, bez nadziei na lepszą przyszłość. Upadły niemal wszystkie zakłady przemysłowe, w których niegdyś pracowało niemal 28 tysięcy ludzi z miasta i okolicy. Po wielkich fabrykach, takich jak Odra czy Dozamet, w których jeszcze kilka lat wcześniej pracowało kiedyś 10 tysięcy ludzi, pozostały tylko zgliszcza.
W 2002 roku Nowa Sól rzeczywiście była w ruinie. Jeśli o Nowej Soli się mówiło, to tylko źle. W mediach można było usłyszeć tylko o mordzie Króla Cyganów, Lalka, czy o gangach okradających jubilerów w Niemczech. Marką Nowej Soli były krasnale, zalewające rynek niemiecki. W latach 90-tych działało blisko 300 firm produkujących te małe, kolorowe ludziki. Niektórzy żartowali, że krasnal powinien się znaleźć w herbie miasta, jako symbol pracowitości, pomysłowości i zaradności nowosolan. rzeczywiście produkcja krasnali pomogła mieszkańcom miasta przetrwać najtrudniejsze lata.
Zostając prezydentem miasta w 2002 roku postawiłem na odbudowę potencjału gospodarczego miasta. Innej drogi dla uratowania Nowej Soli przed totalnym upadkiem nie było. Nowa Sól nie miała żadnego innego punktu zaczepienia.
Pierwsze lata były bardzo trudne. Mimo tego, że zaryzykowaliśmy i przy marnym budżecie, zaciągając kredyty, uzbroiliśmy dziewicze tereny porolnicze na północy miasta, nie udawało nam się pozyskać inwestorów.
Przegraliśmy walkę o wielką fabrykę Bridgestona (opony samochodowe), choć było bardzo, bardzo blisko. Później polegliśmy w walce o Asusa (komputery), choć byliśmy jedyną braną pod uwagę lokalizacją w Polsce. Można było stracić nadzieję, My jednak walczyliśmy dalej. No i zaczęło się. Najpierw Jadik (producent mebli), potem BCC (Francja). Największym naszym sukcesem była wygrana rywalizacja o japońską fabrykę telewizorów Funai. I poszło. Kolejne fabryki udało nam się wywalczyć i ulokować w Nowej Soli. Każda z tych stoczonych bojów, to odrębna, złożona historia. Bezrobocie zaczęło spadać. Nowa Sól- zaczęło brzmieć dumnie.
Zbudowaliśmy dwie potężne strefy przemysłowe, łącznie 200 hektarów, na północy i południu miasta, gdzie ulokowało się kilkadziesiąt nowoczesnych fabryk i zakładów z Polski, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, Danii, Belgii, Szwajcarii. Dzisiaj bezrobocie jest już wspomnieniem. Dzisiaj to pracodawcy zabiegają o pozyskanie pracowników. Budują się kolejne fabryki: Toms- produkcja wyrobów czekoladowych, rozbudowuje się Nord, Voit. Za moment rusza rozbudowa szwajcarskiej fabryki Model o 18 000 m2. Za chwilę rusza budowa Rhenus Logistic (100 tysięcy m2) i Sano Rice (branża spożywcza Holandia).
Dzisiaj miasto jest kolorowe, przyjazne mieszkańcom, w pełni europejskie.
Co było moim największym sukcesem 17 lat rządów w mieście?
Było ich trochę. W zasadzie jako samorządowiec, zdobyłem niemal wszystko, co było do zdobycia. Jako włodarz jednego z najmniejszych miast prezydenckich w Polsce zająłem drugie miejsce (pierwsze przyznaliśmy pośmiertnie Prezydentowi Adamowiczowi) w 2019 w rankingu najlepszych prezydentów wszystkich polskich miast. Ale przecież nie o tytuły tutaj chodzi.
Moim największym sukcesem jest rozwój gospodarczy Nowej Soli, podniesienie miasta z ruiny i wypracowanie marki, jakiej Nowa Sól nie miała w całej swojej historii. Kiedyś Nowosolanie wstydzili się swojego miasta, dzisiaj są z niego dumni. Nową Sól znają mieszkańcy całej Polski i kojarzą miasto z sukcesem.
A porażki, było ich też sporo. Nie udało mi się zrealizować projektu Lubuskie Trójmiasto. Nie powiodła się ostatecznie próba wprowadzenia do sejmiku wojewódzkiego niezależnych samorządowców, którzy naprawdę reprezentowaliby niezależnie interesy wszystkich lubuszan. Projekt Lepsze Lubuskie był super, ale zabrakło nam niewiele, żeby zrealizować nasze marzenia o odpolitycznieniu sejmiku.
Było też wiele bolesnych porażek, choćby w walce o inwestorów, choć ostatecznie osiągnęliśmy duży sukces.
Oczywiście podejmowałem z dzisiejszej perspektywy też błędne decyzje.
Ale nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi.