Silna Nowa Sól, to silny powiat i region.

– Tak jak Poznań czy Wrocław są stolicami swoich województw, tak Nowa Sól jest stolicą tego powiatu. Bez jej rozwoju powiat będzie się rozwijał zdecydowanie wolniej – mówi prezydent Wadim Tyszkiewicz, z którym krótko podsumowujemy rok, rozmawiamy o kolejnym, ale też o tym, jakim czasem dla włodarza są święta Bożego Narodzenia

Artur Lawrenc: 16 rok pracy na rzecz miasta czymś Pana zaskoczył, czy po takim czasie już niewiele rzeczy robi na Panu wrażenie?

Wadim Tyszkiewicz: Zaskakujące jest tylko to, co się stało w drugiej połowie roku, a mianowicie, że zamilkły telefony od inwestorów. To sygnał ostrzegawczy. Nigdy nie jest tak, że wszyscy zainteresowani budują fabryki. Wyglądało na to, że trzy nowe firmy, nad którymi pracowaliśmy, są prawie pewne. Niestety wszystkie trzy zrezygnowały z inwestowania w Polsce. Nowych inwestorów też nie widać. Taki zupełny przestój ostatni raz był w czasie kryzysu 2008 roku. To pokazuje, że trzeba uważać i jeszcze bardziej walczyć o każdego inwestora. Dobrze, że ciągle w grze jest jeszcze czwarty duży i ważny inwestor.

A ze spraw pozytywnych? Warto wyróżnić np. rozpoczęcie budowy basenu lub dokończenie ul. Towarowej?

Trudno, żeby cieszyło to, co zrobiliśmy z opóźnieniem, natomiast dobrze, że ta trudna inwestycja przy dworcu w końcu się zakończyła.

Nie było w zasadzie rzeczy spektakularnych w 2018 roku. Działaliśmy zgodnie z

wieloletnim planem inwestycyjnym i finansowym, czyli jak zawsze, dlatego Nowa Sól jest przewidywalna i bezpieczna. To, co może zburzyć porządek, to ewentualna budowa tuneli pod torami. Są potrzebne, ale to potwornie trudna inwestycja, może nawet najtrudniejsza w historii miasta.

Wiem, że niedawno odbyły się kolejne rozmowy z PKP. Jakie płyną z niej wnioski?

PKP może nam przekazać znacznie mniej pieniędzy, niż mówiono do tej pory. I jeśli już, to będzie to określona kwota z góry, bez uwzględnienia faktycznych kosztów, jakie wyjdą po przetargach. Ryzyko więc rośnie. Możemy planować swój udział np. na poziomie 20 mln zł, a może się okazać, że potrzeba będzie jeszcze raz tyle. Stąd przed nami podjęcie najtrudniejszych decyzji.

Mówiąc o roku 2018 trudno nie wspomnieć o wyborach samorządowych. Bardziej się Pan martwił o wyniki swojego komitetu w powiecie niż mieście?

Tak i dlatego jestem mile zaskoczony wynikiem w powiecie. Zresztą w mieście też miła niespodzianka. Spodziewaliśmy się 14 radnych, a też wyszło lepiej (jest ich 17, dop. red.). Szczególnie ucieszył mnie jednak powiat, ponieważ przewaga (11 radnych KWW WT i 10 pozostałych komitetów, dop. red.) pokazała, że mieszkańcy okolic doceniają ponadregionalne znaczenie Nowej Soli i jej wpływ na rozwój gmin powiatu.

Czasem jednak słychać głosy, że Nowa Sól próbuje coś innym gminom narzucić i dominować.

I to są głosy nieodpowiedzialne i niezrozumiałe. Tak jak Poznań czy Wrocław są stolicami swoich województw, tak Nowa Sól jest stolicą tego powiatu. Bez jej rozwoju powiat będzie się rozwijał zdecydowanie wolniej. Od miasta w dużym stopniu zależy byt okolicznych gmin. Nowa Sól oddziałuje na nie, to Nowa Sól stworzyła np. międzygminny transport publiczny, związek śmieciowy, stawiała przystanie, najwięcej dokłada do ścieżek rowerowych. To u nas, szczególnie naszym wysiłkiem na stworzonych strefach, pracuje bardzo wielu mieszkańców okolicznych miejscowości, płacących podatek PIT w swoich gminach. 

Przejdźmy do budżetu na rok 2019. W oczy rzuca się równowaga po stronie dochodów i wydatków (203 mln zł). To balans był najważniejszym założeniem przy jego układaniu?

Ważniejsza jest wieloletnia strategia, bo budżet to jest tylko plan, który w ciągu roku będzie się zmieniał. Nie możemy być pewni na 100% ani przychodów, ani wydatków. Budżet nigdy wszystkich nie zadowoli i nie jest żadnym zaskoczeniem, bo odpowiada naszym wieloletnim prognozom.

Do przewidzenia było, że miejscy radni z PiS nie będę tego rozumieć i zaczną wprowadzać w błąd mieszkańców, analizując suchy budżet w oderwaniu od planów, które wybiegają na wiele lat do przodu. A trzeba zauważać, że np. basen rozpisany jest na trzy lata, że hala widowiskowo-sportowa to na dziś tylko wykonania projektu, bo o tym, kiedy miałaby powstać, dopiero będziemy decydować, tym bardziej, że bez dofinansowania z zewnątrz nawet nie zaczniemy.

Nie można też analizować budżetu w kontekście samego zadłużenia bez uwzględnienia majątku zbywalnego, który wytwarzamy np. uzbrajając strefę. Tak, robimy to za kredyt, ale w ten sposób powstaje majątek na sprzedaż. Bilans jest dodatni. Trzeba analizować też przyszłe przychody, np. że po nowym podziale gruntów przy S3 możemy liczyć na uzyskanie 12-14 mln zł. A co do fabryk, to tylko z Lantmannena czy powstającej fabryki czekolady będziemy mieli w przyszłości po milionie złotych z tytułu podatków rocznie.

Wśród planów inwestycyjnych na 2019 r. uwagę zwraca m.in. remont ul. Fredry.

Ciągle jednak nie znamy ostatecznej ceny po przetargu, bo jeśli zacznie ona przekraczać założenia o miliony, to ponownie będziemy się zastanawiać co robić z tym remontem.

Ale już nie zmieni się kwota na basen.

Ściśle co do samego basenu, to nie, ale już jeśli chodzi o dodatkowe prace, które wychodzą obecnie na etapie robót w ziemi, to na dziś już koszty wzrosły o 200 tys. zł, ponieważ pojawiają się niespodzianki, których nie mogliśmy przewidzieć. Projekt powstawał kilka lat temu, w tym czasie wiele się zmieniło, przetarg też przyniósł nowe kwoty, tak to zwykle wygląda. A na koniec i tak nie każdy będzie zadowolony i zacznie się szukanie winnych dlaczego tak, a nie inaczej… W skali całej inwestycji kilkaset tysięcy pewnie trzeba będzie dołożyć, ale od basenu odwrotu nie ma. Basen będzie.

W planie na 2019 r. jest zapisanych prawie 7 mln zł na ciąg dalszy drogi na południowej strefie ekonomicznej. Zainteresowanie inwestorów osłabło, ale to dokończyć trzeba.

To bardzo trudna, ale bardzo potrzebna inwestycja, chociaż przewrotnie powiem, że akurat najbardziej zyskuje na niej gmina wiejska.

Przy tej okazji zaznaczę, że proces połączenia miasta z gminą jest nieunikniony. To kwestia rozmów i świadomości mieszkańców, bez opowiadania bajek, że np. podatki są dużo wyższe, bo akurat są porównywalne. A korzyści po połączeniu będą ogromne. Bez rozwoju miasta przestanie rozwijać się okolica i cały powiat.

I wracając do drogi na południe, to da ona możliwość omijania ul. Głogowskiej. Zapisane 7 mln zł dotyczą tylko odcinka do wysokości ul. Żabiej. Szacujemy, że będzie on kosztował w sumie 10-12 mln zł, dlatego resztę trzeba pozyskać. Doprowadzenie drogi aż za przejazd kolejowy za miastem to wydatek w sumie rzędu około 20 mln zł.

Jest w budżecie też prawie 3,5 mln zł dotacji dla województwa na dokumentację projektową i odszkodowania za nieruchomości i grunty w związku z budową drugiego etapu obwodnicy. Taki zapis ma być impulsem dla województwa, żeby ruszyło z tym zadaniem?

Budżet to plany, zawsze można go zmienić, ale zapisać trzeba. Jeśli województwo nie będzie budować drogi, to takiego wydatku z naszej strony nie będzie, natomiast musimy być gotowi do np. wykupu gruntów.

Ten numer „TK” trafia w ręce Czytelników dokładnie w święta. Wadim Tyszkiewicz ma przed tym okresem jakieś specjalne domowe obowiązki?

Sprzątam i pomagam przy gotowaniu. A tak zupełnie poważnie, to nie dzieje się u nas nic specjalnego i nadzwyczajnego. Tradycyjnie. Jesteśmy typową polską rodziną, przygotowujemy i ustrajamy dom, gotujemy, itd. Boże Narodzenie i sylwester spędzamy w domu traktując ten czas jako chwile wyciszenia i refleksji.

I faktycznie udaje się zapomnieć o trudach codzienności?

Różnie z tym bywa. Były lata, kiedy emocji i strachu było więcej, ale te ostatnie są w miarę spokojne. Prowadziłem 16 lat firmę i wtedy kilka razy zepsuto mi święta, bo zdarzały się włamania i kradzieże w sklepach. Z duszą na ramieniu czekałem do Nowego Roku, czy nie zdarzy się nic złego. To siedziało w głowie.

Pierwsze lata prezydentury też były związane z emocjami, które i w święta trudno było pominąć.

Jeszcze wracając do świąt to przyznam, że jako oficjel zapraszany jestem w te kilka dni na kilkanaście wigilii, dlatego później, na tej rodzinnej, potrawy już tak nie smakują jak kiedyś. Generalnie kiedyś święta miały nieco inny wymiar. W święta jedliśmy potrawy, które nie były dostępne na co dzień. A dziś to wszystko mamy cały czas na wyciągnięcie ręki, dlatego święta nie są takie, jak w dzieciństwie i młodości. No i brak śniegu. Ale atmosfera jak zwykle doniosła, ciepła i rodzinna.

Czego by Pan życzył sobie i nowosolanom w 2019 roku?

Spokoju i kontynuacji. Żeby Nowa Sól nadal szła drogą rozwoju. Tego, żeby w Polsce nie wydarzyło się nic złego. Nasz kraj i nasze miasto zaczęły się już fajnie rozwijać. Młodzi ludzie mogą tego nie dostrzegać, ale dziś naprawdę mamy co stracić. Pamiętam jak w czasach studenckich przeżyłem szok, gdy pojechałem pracować na budowie do Wiednia. Oszałamiał poziom życia na Zachodzie. My tam jedliśmy najtańszy chleb i rosół z kurzych łapek, ale zarobki dzienne odpowiadały temu, co moja mama nauczycielka zarabiała w Polsce przez miesiąc. Przyzwyczaiłem się do tego, jak wyglądała Austria i ponownie byłem w szoku, gdy wróciłem do kraju i znów zobaczyłem, jak jest szaro, brudno i smutno. Mówię o tym dlatego, że doceniam to, co osiągnęliśmy. Nie chcę wstrząsów, nie chcę aby brat stawał przeciw bratu. Chcę Polski rozwijającej się, demokratycznej, a nie zmierzającej węgierską ścieżką.

Sama Nowa Sól jest bezpieczna, ma wytyczoną drogę rozwoju na lata, jest wręcz skazana na sukces. Jest tylko jeden warunek, że w Polsce musi być stabilizacja. Wtedy na pewno my sobie poradzimy.