Teks stary, odszukany, ale jakże aktualny.

Poruszonym na łamach Kręgu tematem pomocy socjalnej i dewastacją mieszkań wybudowanych przez miasto, wywołałem ogólnopolską dyskusję. Problem jest stary jak świat i dotyczy całego kraju, jednak my mieliśmy odwagę głośno o nim powiedzieć. Zjechały się do Nowej Soli wszystkie telewizje żądne sensacji. Ponad 200 tysięcy osób przeczytało mój wpis na facebooku. Na ten temat zaczęli się wypowiadać wszelkiego rodzaju doradcy i wszechwiedzący specjaliści od wszystkiego, ale też ważni politycy, z ministrem pracy i polityki społecznej na czele. Co takiego się więc wydarzyło?

    Zadałem publicznie, retoryczne pytanie, czy warto pomagać, kiedy niektórzy beneficjenci tej pomocy na nią nie zasługują? Moja odpowiedź jest jasna: warto, ale też trzeba zmienić prawo i mechanizmy przydzielania takiej pomocy. Czy my w Nowej Soli popełniliśmy jakiś błąd? Może. Nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi. To, że mieszkania socjalne trzeba budować, nie ulega wątpliwości. Wynika to choćby z tego, że jeśli Sąd wyda wyrok eksmisyjny z prawem do lokalu socjalnego na kogoś, kto demoluje i niszczy mieszkanie spółdzielcze wraz z otoczeniem, oraz terroryzuje sąsiadów, to miasto musi taki lokal zapewnić. W innym razie musimy płacić wysokie odszkodowania. Lepiej więc budować i zapewniać lokale, niż płacić kary.

Można oczywiście te osoby eksmitowane umieszczać w budynkach komunalnych obok innych rodzin i lokatorów. Tylko co na to ludzie, którzy mieliby być ukarani takim sąsiedztwem? Można też całkowicie zrezygnować z przydziału mieszkań najbardziej potrzebującym, którzy w bardzo trudnej sytuacji życiowej znaleźli się nie z własnej winy. Można. Tylko czy my tego chcemy?

   Co do zasadności przydziału mieszkania, czy lokalu socjalnego, to w głównej mierze decydują o tym obowiązujące nas ściśle określone przepisy. Każdy, kto spełnia ustawowe kryteria, może ubiegać się o taki lokal. Ostateczną decyzję o umieszczeniu na liście oczekujących, podejmuje nie prezydent, tylko Społeczna Komisja Mieszkaniowa. Po umieszczeniu na liście, o przydziale lokalu w Nowej Soli decyduje kolejność. Tu nie robimy żadnych odstępstw, chcąc uniknąć oskarżeń o uznaniowość. Dzisiaj każdy próbuje być mentorem, wyrażając swoje oburzenie przydziałem lokali „menelom” (zwrot użyty w Gazecie Wyborczej przez jednego z specjalistów „od wszystkiego”)?

W momencie umieszczenia na liście oczekujących, przy spełnieniu wszystkich kryteriów, trudno jest określić, kto jest „menelem”, a kto nie? Kto powinien zamieszkać pod mostem, a kto w wyremontowanym pokoju socjalnym itd. Może ten system kolejkowy trzeba zmienić, tylko na jaki? Kto będzie przeprowadzał selekcję na tych lepszych i gorszych? Ja się tego nie podejmuję. Ludzie się też zmieniają, „menel” może stać się porządnym człowiekiem, choć zdarza się to rzadko, a porządny człowiek menelem, który dewastuje to, co zostało mu podarowane przez społeczeństwo. 

Największy problem jest z ludźmi, którzy choć pomocy potrzebują, nie zgadzają się na taką pomoc, żyjąc we własnym świecie już zdemolowanego otoczenia. Żeby wejść do takiego lokalu i w nim posprzątać, też musimy mieć zgodę lokatora. Na nasze zlecenie siostry PCK świadczą usługi opiekuńcze, choć czasami nie są wpuszczane, albo też obrzucane wyzwiskami, przez tych, którym niosą pomoc. Czasami jedyną drogą jest ubezwłasnowolnienie człowieka niezdającego sprawy ze swoich zachowań. To też robimy. To są trudne problemy, który żeby komentować, trzeba zrozumieć.

     Pojawiły się pytania, co służby miejskie robiły przez te 4 lata, kiedy lokale socjalne były demolowane? Straż Miejska na ulicę Długą i do innych lokali socjalnych zagląda niemal każdego dnia. Pracownicy MOPSU na bieżąco monitorują sytuację rodzin, którymi się opiekują. Co nie znaczy, że są przy nich 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu. Nie ma takiej fizycznej możliwości. Jeden pracownik socjalny ma pod opieka około 80 trudnych rodzin, wymagających wsparcia. Jeśli ktoś demoluje niszczy, wyrywa ze ściany i sprzedaje np. bojler, to nie robi tego w obecności strażnika czy pracownika socjalnego.

Jest też część społeczeństwa, która w pewnym sensie jest wyjęta spod prawa, gdyż żadna kara nie jest dla nich straszna, bo jest praktycznie nie do wyegzekwowania. Można wystawić i 100 mandatów na spore kwoty, tylko po co, skoro są one nieściągalne? Szkoda papieru. A Policja i Sądy? Są skuteczne, kiedy ktoś się kary boi. Kiedy ten ktoś nie ma nic do stracenia, to żadna kara nie poskutkuje. Co więc począć z takimi ludźmi? Wszystkich ubezwłasnowolnić? Może to zrobić tylko Sąd. Odesłać do DPS? Musi się na to taka osoba zgodzić, a my jako mieszkańcy Nowej Soli, z naszych podatków, musimy zapłacić za taki pobyt rocznie około 35 000 zł, zamiast np. remontować szkoły, czy budować boiska. Co wybrać?

    Czy my nadal będziemy pomagać? Tak, tylko będziemy szukać takich form pomocy, żeby były jak najbardziej skuteczne. Rozdawnictwo prowadzi jeszcze do większej patologii. Niektórzy ludzie uważają, że im się wszystko należy. Egzystują dzięki zasiłkom i przyzwyczają się żyć w biedzie. Najgorsze jest to, że często patologie i życie w biedzie są dziedziczone z pokolenia na pokolenie.

   Będziemy remontować i przydzielać lokale ludziom potrzebującym (w tym roku kolejne 70), ale przede wszystkim tym, którzy na taką pomoc zasługują i rokują na przyszłość. Będziemy pomagać poprzez umożliwianie pracy, choćby w ramach robót publicznych, prac społecznie użytecznych, czy poprzez odpracowywanie zaległości czynszowych.  Będziemy też walczyć o zmianę prawa, które pozwoli nam na skuteczniejszą pomoc poprzez większą swobodę w podejmowaniu decyzji co do form tej pomocy i dysponowania środkami na pomoc społeczną, pochodzących z naszych lokalnych podatków.

                                                                                                                                     Wadim Tyszkiewicz