Mamy potężny kryzys na granicy z Białorusią wywołany przez bandziora Łukaszenkę. Takiego napięcia nie było od ponad 30 lat. Może to się skończyć konfliktem zbrojnym. I co? Stan wyjątkowy na pasie granicznym i ściganie się z matkami z dziećmi nie rozwiąże problemu. Sytuacja jest o wiele poważniejsza.

Prezydent nie zwołuje Rady Bezpieczeństwa Narodowego, nie zaprasza przedstawicieli różnych opcji politycznych do poszukiwania rozwiązania ponad podziałami. Propaganda i słupki poparcia są ważniejsze od bezpieczeństwa kraju. Na granicy w pułapce znaleźli się zdesperowani ludzie, używani przez bandziora z Mińska jako żywe tarcze. Kto pierwszy zacznie do nich strzelać, Polacy czy OMON Łukaszenki?

Jakimowicz w TVP: „Kiedy służby graniczne będą wreszcie mogły otworzyć do uchodźców ogień”?

Hipokryci klęczący co niedzielę w kościele w pierwszej ławce chcą chronić życie poczęte (nasze, polskie), a jednocześnie mają za nic życie ludzi, którzy popadli w śmiertelną pułapkę bez wyjścia pomiędzy lufy karabinów, gdzie czeka ich śmierć czy to od kul, czy z głodu i zimna. Jak z tego pata wybrnąć?

Dlaczego władza nie sięga po sprawdzonych w bojach i doświadczonych dowódców, których odesłała na emeryturę, żeby ustąpili miejsca dla swoich generałów?

To jest czas na zaangażowanie byłych dowódców wojsk i służb, którzy mają doświadczenie w misjach w dowodzeniu i zarządzaniu kryzysem. Oni mogliby stworzyć radę doradczą. To są świetnie wykształceni za publiczne pieniądze żołnierze. Nie wolno marnować takiego potencjału w obliczu niebezpieczeństwa, za którym stoi szaleniec- ciepły człowiek. Tu już nie o samych uchodźców chodzi. Tu może dojść do konfliktu zbrojnego. Wystarczy iskra.