…pytają mnie ludzie? Dlaczego nie piszę o samorządzie, o podnoszeniu Polski z ruiny, o ekonomii, o pomocy społecznej, o gospodarce, o pozyskiwaniu nowych inwestorów…?

Odpowiem Wam. Kilkanaście lat zajęło nam, Polakom, wyjście z matni, w jakiej nasz kraj znalazł się po przegranej wojnie w 1945 r. Przez blisko 60 lat byliśmy ludźmi drugiej kategorii. Jeśli komuś się już udało, dzięki oddanej pracy dla socjalistycznej ojczyzny, to wielką sprawą był wyjazd do Złotych Piasków w Bułgarii na wakacje (ja nigdy nie byłem). Dla mnie wielkim przeżyciem był wyjazd do roboty do Austrii w latach 80-tych. Jugole w Wiedniu byli majstrami i kierownikami, my Polacy, tanią siłą roboczą. Łopata, miotła…

Do końca życia nie zapomnę zapachu szamponu „Zielone Jabłuszko” i mydełka „Fa”, co było już powiewem luksusu. Pamiętam piękne, oświetlone witryny sklepowe, pamiętam zapach świeżego chleba i bułek w piekarni, na które mogliśmy tylko popatrzeć z zewnątrz, bo my z kolegami kupowaliśmy najtańszy chleb w folii z markecie, margarynę i kurze łapy na rosół na bazarze. Pamiętam jeszcze w latach 90-tych 5-6 godzinne kolejki na granicy z Niemcami, kiedy to można było już jeździć „na zgniły Zachód” w miarę swobodnie, ale tylko do Berlina. Pamiętam rodaków tłoczących się i przepychających przed okienkami Grenzschutzu , żeby odebrać swoje mehrwertsteuer, z zakupów za uciułane marki kupione od cinkciarzy pod Peweksem.

To wszystko pamiętam. Tak, byliśmy ludźmi drugiej kategorii, a przynajmniej się tak czuliśmy. Pamiętam lata nowego wieku, kiedy to Niemcy nam w samorządzie pomagali poprzez wspólne projekty transgraniczne. Realizowaliśmy wtedy pierwsze inwestycje. Pamiętam pierwsze lata po wejściu Polski do Unii, pierwsze pieniądze pozyskane na infrastrukturę, drogi, uzbrojenie terenów inwestycyjnych. Pamiętam walkę o pierwszego inwestora. Pamiętam pierwsze łzy po przegranych bitwach. Długo by o tym. Pamiętam jak ciężką pracą podnosiliśmy Polskę z ruiny. Liczyła się wtedy pracowitość i profesjonalizm. Polska się rozwijała, moje miasto piękniało z dnia na dzień… i…

I blisko 5 lat temu do władzy doszedł Kaczyński, sfrustrowany, żądny zemsty, oderwany od rzeczywistości człowiek. PiS nie miał żadnych kadr. Na stołkach zaczęli się lokować „znajomi Królika”, ludzie często z łapanki, ot zwykli nieudacznicy, którym się nie powiodło za poprzedników, ale PiS robił nowe otwarcie, a ludzi trzeba było wymienić. Już wtedy zaczęło coś zgrzytać. Polska wtedy się rozwijała. Pędziliśmy do przodu, mimo kryzysu światowego w 2008 roku. Naśmiewali się wtedy dzisiejsi „bohaterowie z zieloną bańką w nosie” z „Zielonej Wyspy” Tuska. Daliśmy radę. Pędziła wtedy Polska cała, i ta Polska gminna i ta powiatowa, pędziła Nowa Sól. Pędziła też gospodarka światowa, amerykańska, chińska, niemiecka, czeska, rumuńska….

Na tym wzroście korzystaliśmy wszyscy, ale najbardziej zyskał Kaczyński, wmawiając Polakom, że to jego zasługa. W 2015 roku Szydło wmówiła Polakom, że „Polska jest w ruinie”. I Polacy w to uwierzyli, choć wciąż byliśmy na fali wzrostowej. I nagle z dnia na dzień Polska podniosła się z ruiny (sic!), i z dnia na dzień znalazły się pieniądze znikąd na 500+ i na inne programy socjalne, na nowe inwestycje i nawet na fanaberie nowego rządu.Tak, Polska się rozwijała przez ostatnie 5 lat, bo pędziła światowa gospodarka, a my za nią. Ale jest jedno ale… Polska mogłaby pędzić jeszcze szybciej, gdyby nie PiSowskie rządy nastawione na populizm i utrzymanie władzy za wszelką cenę. Mierni, Bierni ale Wierni (BMW) dorwali się do władzy, często bez wiedzy i doświadczenia. Młode wilczki zebrane w watahę zaczęli robić błyskawiczne kariery u boku politycznych hochsztaplerów. Zaczęła się liczyć władza dla władzy. Rozum poszedł precz. Polacy, otumanieni totalną propagandą, jeszcze kilka miesięcy temu, uwierzyli Dudzie, miernemu prezydentowi, a lojalnemu wykonawcy poleceń z Nowogrodzkiej.

Nie udało się zatrzymać jazdy w dół po równi pochyłej, do czego swoje dołożyła pandemia. Polacy znaleźli się w „czarnej d…, ale najgorsze jest to, że zaczęliśmy się w niej urządzać” (za Kisielem). I nie będę już pisał o zawłaszczaniu państwa, niszczeniu demokracji, niszczeniu niezależności sądów, wykorzystywaniu telewizji publicznej do partyjnych celów, przejęciu TK, pieszczeniu Rydzyka i wykorzystywanie w obrzydliwy sposób Kościoła, mojego Kościoła, do którego już nie chodzę.

Nie będę pisał o upartyjnieniu wszystkiego co się da, rozdawnictwie, za które rachunek zapłaci kolejne pokolenie, o aferach na niespotykaną skalę, kłamstwach Premiera i zdradzieckich mordach Kaczyńskiego…. Długo by o tym. Ja się z tym pogodzić nie mogę. Przez kilkanaście lat ciężką pracą podnosiłem moje miasto z ruiny.

Zrobiliśmy to. Zaczęliśmy się rozwijać. Z brzydkiego, stęchniałego, zapomnianego miasta, nadającego się do zaorania, zrobiliśmy perełkę. I nie spocznę, dopóki nie wrócimy na ścieżkę normalności i rozwoju. Za dużo wyrzeczeń i ciężkiej pracy kosztowała nas ta normalność. Nie mogę pozwolić na to, żeby współcześni barbarzyńcy, pod przywództwem jednego zakompleksionego, pozbawionego wszelkich skrupułów człowieka, doprowadzili do powrotu do ruiny.

Dlatego jestem PiSożercą.I może przyjdzie jeszcze taki czas, kiedy opiszę Wam, jak do życia budziło się moje miasto. Oby. Tylko nie wiem jeszcze, jaka może być ostateczna puenta.